Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/212

Ta strona została skorygowana.

przecież nowe, własne miasta zakładają w Kalifornii, pod Londynem, na Krymie, albo fabrykanci samochodów, aparatów fotograficznych, reklam neonowych, gramofonów, wirolotów i łódek motorowych... Niedawno skromny „chemik naftowy“, p. Eglaff tłumaczy kolegom-inżynierom, zebranym w Chicago, na czym polega amerykański „cracking process“, sprytny system rozwalania ciężkich drobin w ropie naftowej i tworzenia pzez to węglowodorów lepszych, paliw szlachetniejszych. Gdyby nie ów „cracking“ — mówił — jakżebyśmy nastarczyli gazoliny do 28 milionów samochodów, które krążą po naszych szosach, cobyśmy poczęli z produktami bezwartościowymi? Daliśmy przy tym zajęcie fabrykantom kotłów z nierdzewnej stali, maszyn, pomp, aparatów mierniczych, stworzyliśmy kilka nowych gałęzi przemysłu... Stanowczo jakiś pilny doktorant-ekonomista powinien przysiąść fałdów i w dłuższej pracy dyplomowej rozwinąć temat: „cracking“ i jego rola socjalna...
Gdzie właściwie tkwi błąd główny, dlaczego ludzie czują się tak źle w epoce robotów, kto jest bardziej chory — my czy cywilizacja? Trudno, oczywiście, żądać, żeby gromadka trzeźwych inżynierów odpowiedziała na wszystkie trudne pytania, rozcięła wszystkie zaplątane mocno węzły gordyjskie. Ale coś tam jednak bystrym wzrokiem dostrzegli: rolnictwo trzeba zbliżyć do techniki, gospodarstwo trzeba stanowczo „uprzemysłowić“, nakręcić tak, żeby wieś da-