i gumy... Okazuje się, że „Hevea Brasiliensis“ z rodu wilczomleczowatych może być bohaterką niezwykłego romansu, który się ciągnie przez lata, wytwarza niebywałe wiry na świecie, konflikty polityczne, zatargi. Hevea rosła, jak wiadomo, dziko w lasach brazylijskich, ale ją — wbrew zakazom — przeszwarcowano przez granicę, wywieziono podstępnie, najpierw do ogrodu botanicznego w Kew, a później na Cejlon. Dziś to drzewo jest — że tak powiemy obrazowo — jednym z najważniejszych filarów, na których się opiera potęga Wielkiej Brytanii, dało niesłychane fortuny ludziom przedsiębiorczym, odegrało rolę wybitną w historii czasów nowszych, przechyliło może „szalę zwycięstwa“ w ostatniej wojnie. Kto wie, czy pewien dyrektor ogrodu botanicznego nazwiskiem Hooker nie był większym wojownikiem od Napoleona i Cezara.
To wszystko prawda, ale... sceptycy też mają trochę racji. Nasze sprawy tak się pogmatwały fatalnie, że samą tylko botaniką chyba ich nie rozstrzygniemy.
Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/214
Ta strona została skorygowana.