Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

trzeba: już dziś literatura — zwłaszcza dramatyczna — uwzględnić musi niektóre wyniki pewniejsze, musi pamiętać, że zwycięzca spod Lodi albo spod piramid to był zupełnie inny człowiek, niż ten, który później szedł na Moskwę. Zmieniają się hormony, zmieniają się gruczoły, charaktery, zmieniają się powoli Napoleony.
Jakiś zabawny nałóg myślowy każe nam wierzyć, że stoimy ciągle w miejscu, że nic się pod słońcem stać nie może. Mamy po prostu entuzjastów, wyznawców, bałwochwalców stagnacji.
A jednak i świat się zmienia wyraźnie. Historię z głębszym morałem znaleźć można w prasie amerykańskiej. Bracia Rust, John i Mack, wymyślili niedawno wspólnymi siłami maszynę, która ułatwia najprzykrzejszą i najżmudniejszą robotę przy zbieraniu bawełny, puszczają w ruch pewien wilgotny walec czy wrzeciono i zastępują zręcznie palce ludzkie niezmordowanym aparatem mechanicznym. Znamy dalszy ciąg tej bajki: przyrząd wzbudził zainteresowanie, próby w Texas, Luizjanie i w stanie Arkansas — wypadły znakomicie, powstaje specjalne wielkie towarzystwo „Rust Cotton Harvester Co“, kilka osób zarabia na wilgotnych wrzecionach miliony i 75% ludności w stanach południowych, olbrzymia gromada biednych i murzynów traci nagle zarobek — maszyna odebrała im chleb. Otóż — nie! Bracia Rustowie sami brali czynny udział w ruchu robotniczym, nie