Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/235

Ta strona została skorygowana.

obmyśloną i puszczoną w ruch na kilka milionów lat przed Dieslem, efekt jest doprawdy zdumiewający.
Inaczej ma się rzecz — i ta wiadomość przyda się chyba zwykłym czytelnikom, laikom, w okresie świątecznym i karnawałowym — otóż zupełnie inaczej wypadł egzamin techniczny żołądka. Żołądek według Visschera to dość prymitywna, nieekonomiczna maszyna, która produkuje pożyteczne substancje trawienne, ale marnuje przeszło dziewięćdziesiąt procent surowca, działa gorzej od najgorszego kotła, dymiącego pieca, od starej lokomotywy Stephensona i pierwszej pompy parowej, ma współczynnik wydajności bardzo kiepski.
I właśnie dlatego, żeby te nasze lepsze i gorsze motory żywe — a zwłaszcza to biedne, nieustannie bijące serce ludzkie — trochę odciążyć, zbudowaliśmy sobie za sprawą Wattów, Faradayów, Edisonów, Hertzów — wiele sprytnych silników metalowych, stworzyliśmy nieprzejrzane tłumy „robotów“ stalowych. Samolot, winda, goniec elektryczny, telewizor, przyrząd telemechaniczny błąkają się jak wiadomo po różnych starych bajkach i opowieściach arabskich. Ktoś je sobie wymarzył już przed wiekami, są czyimś dawnym snem spełnionym, choć może na to nie wyglądają...
W epoce, w której cały świat aż dudni od milionów ziszczonych życzeń, wzdychamy ciężko, powiadamy, że jest źle, wznosimy kieliszek