Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/262

Ta strona została skorygowana.

Tragiczna powódź w Ameryce wykazała, jakie usługi oddać może radio w godzinie klęski przeraźliwej. Prawie milion ludzi trzeba było wywieźć nagle z zagrożonych miast w dorzeczu Ohio i Mississipi, trzeba było zorganizować pomoc, transport, schrony, dowóz żywności, wody do picia, lekarstw. Zasadzono wszystkich radioamatorów-krótkofalowców do pracy. Nawet stacje europejskie chwytały nocą urywki dramatycznych rozmów:
— Czy słyszycie w Louisville? Wysyłamy surowice i szczepionki samolotami — wskażcie kierunek, miejsce do lądowania.
— Inżynierowie w Fernback, Ohio, do kwatery w Indianie. Wysłać zaraz dwie łodzie motorowe...
— Boston wzywa Kentucky...
— Mówi Filadelfia...
Straty obliczają na kilkaset milionów dolarów, ale klęska może najgorsza, historyczna, to te nieprawdopodobne miliony ton urodzajnej ziemi, które woda spłukuje i niesie do morza. Prezydent Roosevelt przedstawił w tych dniach kongresowi olbrzymi plan robót publicznych: trzeba inną niż dotychczas zastosować strategię w walce z żywiołem, trzeba budować cementowe tamy i olbrzymie rezerwuary od razu w górze rzeki, trzeba w okresie roztopów powstrzymać fale nim dojdą do miast ludnych, nim się rozleją szeroko w dolinach. Sto milionów dolarów przewiduje ten nowy pro-