Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

przerwaliśmy front w kilku miejscach i zdobywamy kraje, podbijamy prowincje. Atomiści nie potrafią może rozgryzć najmniejszej drobiny teoretycznie, ale praktycznie prof. Lawrence z Kalifornii przemienia już... platynę w złoto, nastawia swój słynny „cyklotron“, nabija tę dziwaczną katapultę cząstkami alfa, nadaje im szybkości przeraźliwe, tworzy sztuczny rad, wydobywa neutrony, próbuje naświetlać i leczyć nimi nowotwory złośliwe, twierdzi, że jego maszyna wypluwa chwilami więcej energii niż setki gramów naturalnego radu, że jej promieniowanie „techniczne“ ma wartość czterech milionów dolarów.
Nawet najmłodsza, najbardziej upośledzona i najbardziej ośmieszona przez humorystów nauka przyrodnicza — meteorologia — robi postępy i maszeruje o własnych siłach. Wytrwały badacz amerykański, Abbot, mierzy od lat t. zw. stałą słoneczną, notuje jak lekarz, puls słońca, które jest właściwie gwiazdą zmienną i dochodzi do wniosku, że prognozy na dłuższą metę są zasadniczo możliwe. Obrał sprytnie pewne wrażliwsze punkty na różnych lądach, jest na tropie pewnych ciekawych zależności, dajcie mi dziesięć stacyj — powiada — a już w roku 1940 odpowiem mniej więcej trafnie na pytanie, czy i gdzie będzie lato w sierpniu, czy wrzesień będzie słoneczny, a październik wietrzny i czy w grudniu chwycą mrozy.
Te niewinne pozornie kwestie są w Stanach