Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze biedniejszy ongiś, na początku, a dziś już zalewa wszystkie rynki i bardzo wytworne damy szwarcują przez granice różne pończochy amerykańskie i angielskie, w całości albo w części „syntetyczne“. „Wełną z mleka zajęła się głośna fabryka europejska, produkuje już podobno dziennie z pięćdziesiąt tysięcy kilo lanitalu (tak się nowy materiał nazywa) i niezadługo ubranie eleganta kosztować będzie kilkanaście złotych. „Z krowiego czy z owczego mleka?“ będą nas pytali znajomi na wiosnę. „Z kobylego“ odpowiemy skromnie.
Technika zajęła się od dawna „odżywianiem“ i najbardziej konserwatywne sklepy spożywcze zastawione są różnymi puszkami, blaszankami, konserwami, jarzynami. Niedawno pewien obywatel australijski wpadł na myśl bardzo rewolucyjną i brzemienną w następstwa: usypia owoce. Do Londynu przybył przed tygodniem spory ładunek okrętowy — paki, w nich olbrzymie cytryny, gruszki, grapefruity. „Uśpiono“ je w Melbournie, pokryto szczelnie jakąś niewidzialną, przezroczystą powłoką woskowatą, przetrzymały podróż świetnie, przejechały pół obwodu ziemi i „po zbudzeniu“ były równie świeże i soczyste jak przed miesiącem, kiedy je zerwano z drzew na tamtej półkuli. Wynalazek, jeżeli się przyjmie i spełni nadzieje, stworzy na pewno epokę w trudnej, wybrednej i niedostępnej dla szalonych nowatorów sztuce kulinarnej, pchnie ją na nowe tory, bę-