Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

kins, Soddy, Hall, Huxley, J. B. S. Haldane, Bertrand Russell.
Na bardzo poważnych kongresach, które dawniej zajmowały się tylko i wyłącznie kwestiami specjalnymi i na których mówcy w miejscach patetycznych wyrzucali z wezbranej piersi zazwyczaj równania różniczkowe, padają w referatach ważkie słowa o przyszłości cywilizacji. Ci i owi zastanawiają się bez gniewu nad pytaniem, czy można rozpędzone rumaki stalowe powstrzymać, okiełznać, czy można na polu techniki i wynalazków wprowadzić choćby na chwilę jakieś przymusowe „moratorium“.
Pytanie oczywiście jest niedorzeczne i nie nadaje się do rozsądnej dyskusji. Nauka, technika mają tysiące spraw pilnych, niezmiernie ważnych na warsztacie i skazać nagle ludzi genialnych na bezrobocie, zamknąć w jakimś „leprozorium“ wszystkich współczesnych Edisonów, Koperników, Galileuszów — to dopiero byłby pomysł naprawdę z piekła rodem. Świetny Paweł de Kruif (autor głośnej książki o „Łowcach mikrobów“) znów chwycił za pióro i opisuje w zajmujcąych, wzruszających felietonach, jak skromny lekarz z dalekiej prowincji, z małej mieściny w zaśnieżonej Kanadzie, dr. Allan Roy Dafoe ocalił bohaterskim wysiłkiem pięcioro najmniejszych piskląt ludzkich. Jeden z rozdziałów ma w gazecie nagłówek „Maszyna ratuje maleństwa od śmierci“. Tą niezwykłą historią zajęło się już kino, na tle przygód