Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

maszyny turystyczne niezawodne, które przefrunąć mogą Atlantyk — nędznych dwa, trzy tysiące mil morskich — w piętnaście, dwadzieścia godzin. Właśnie na ciekawych diagramach pism londyńskich oglądać można sporą wypukłość — nasz glob — na nim gruba linia Londyn — St. Johns — New York, a nad linią dziwaczny stwór — dwa samoloty, które wyglądają jakby się parzyły w powietrzu. To jest „system Mayo“, w tym roku Anglia przystępuje do wielkiego turnieju, chce rozwiązać zagadnienie powietrznej floty handlowej transatlantyckiej metodą oryginalną i głośna fabryka Short Bros, pakuje jeden monoplan na drugi — ten drugi, dolny, wynosi tylko na karku maszynę główną z lotniska, puszcza ją w dalszą drogę i wraca do portu. Wynalazcy i technicy zdają sobie z tego sprawę, że Atlantyk to twardy orzech do zgryzienia, głównie ze względu na niebezpieczne, gwałtowne wichry, ale są dobrej myśli. Spore grono poważnych ludzi myśli nad kwestią, Anglicy, Francuzi, Amerykanie wzięli ocean w trzy ognie i lada dzień przewozić zaczniemy szlakiem niebieskim pocztę i towary. Zboże z Ameryki do Europy? Na transport powinniśmy zużyć mniej więcej tyle czasu, ile za lat Malthusa na podróż z Płocka do Warszawy. Możemy ocukrzyć truskawkę w Londynie i zjeść ją w Nowym Yorku — nie zepsuje się.
Dawni ekonomiści nie przewidzieli tych i innych faktów, rzeczywiście paradoksalnych.