Spojrzyj, jak jasno, jak bosko dokoła,
Jak ziemia grecka wabi nas uśmiechem,
Jak fala każda o pieszczotę woła,
Szepcząc, że miłość tutaj jest nie grzechem,
Lecz przykazaniem, na przyrody karcie
Na wieki wieków wyrytem otwarcie!
Za lśniącą w słońcu złotych skał plejadą
Coś zamąciło nagle wód błękity.
Ach! To delfinów igrających stado,
Jak komet hufiec, strąconych z orbity,
Goniąc się, kłębiąc wśród piany odmętu,
W wesołych pląsach zmierza do okrętu.
Srebrne zjawisko, honorową wartę
Tworząc, chwil kilka przed okrętem goni,
Aż wreszcie, na bok przez statek odparte,
Nim w lazurowej ukryło się toni,
Jeszcze raz błysło srebrnemi piersiami,
Jakby mu było żal — rozstać się z nami.
Patrząc na ciebie w tym dziwnym orszaku,
Stałem przez chwilę z podziwienia niemy.
Zdawało mi się, mój złocisty ptaku,
Że te delfiny, widząc, jak płyniemy,
Umyślnie spadły z brylantową rosą
I pozdrowienie od fal tobie niosą...
Strona:Bukowiński Władysław (Selim) - Na greckiej fali.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.