Tutaj kapłani, starcy srebrnowłosi,
Śpiewali hymny, składali ofiary.
Z kadzielnic dym się kłębami unosi,
Leje się wino z ofiarniczej czary,
A lud, pokłony bijąc, swej bogini
Śnieżne gołębie niesie, śluby czyni.
Chodźmy. Te gruzy smagają mnie biczem
Wyrzutów, chociaż nie spełniłem winy.
Przeszłość z nich takim spogląda obliczem,
Że pod jej wzrokiem czasów naszych syny,
Jeśli z nich który tu, wśród ruin, gości,
Muszą się swojej rumienić nicości.
Erechtejonu smukłe karyatydy
Wabią nas wdziękiem i pogodą grecką.
Tu nas opuszczą wyrzuty i wstydy,
Co z Partenonu gnały nas zdradziecko,
Przeszłości widmem dręcząc wyobraźnię.
Stąpamy znowu swobodnie i raźnie.
I znów mi dobrze. Znów serce przenika
Radość, że z tobą po tej ziemi chodzę,
Żem ciebie, nakształt złotego promyka,
Znalazł na życia beznadziejnej drodze,
Żeś mi tak cudnie roztęczyła chwile,
Ostatnie może, nim legnę w mogile.
Strona:Bukowiński Władysław (Selim) - Na greckiej fali.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.