I dziwne skarga ta wrażenie czyni.
Serce nam boleść przejmuje i trwoga
Na jęk ten cichy kolumn bez świątyni,
Płacz opuszczonych ołtarzów — bez boga,
Który, przybytki swe rzuciwszy skrycie,
Skamieniał z bólu na Olimpu szczycie.
Stoimy. Księżyc patrzy na nas zgóry
I zwolna, zwolna dusze nam rozmarza.
Odżyły ciemne Akropolu mury,
Srebrzy się w dali rzymskiego cesarza
Łuk tryumfalny, a w parku zieleni
Na Grecyi wrogów Byron znów się pieni.
Od dni najpierwszych mej chmurnej młodości
Czciłem cię, wielki poeto Albionu,
Samotny piewco dumy i wolności,
Duchu szlachetny i smutny do skonu!
A choć niejedna życia światłość zgasła,
Płoną mi dotąd, jak gwiazdy, twe hasła.
Więc w tę miesięczną noc na greckiej ziemi
Przed twym posągiem, wykutym w marmurze,
Staję i rzucam rękoma drżącemi
Do stóp twych dzikie Akropolu róże.
Duch mój, zbłąkany, jak ptak, w życia matni,
Składa ci dzisiaj może hołd ostatni.
Strona:Bukowiński Władysław (Selim) - Na greckiej fali.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.