ków i nienawiść narodów, — stanowi już przechylenie się Konrada Wallenroda, jako typu powieści, ku rodzajowi W. Scotta. Dodajmy jeszcze do tego ową postać niby drugoplanową a jednak kierowniczą, która, jak to wykazał już Wojciechowski[1], stanowi — w prozaicznych coprawda tylko romansach Scotta — czynnik konstrukcyjny wcale częsty, a przybędzie jeden jeszcze punkt styczny, nie małoważny. Złoży się to przytem na większe znacznie niż w powieściach Byrona, a bliskie powieściom Scotta, skomplikowanie fabuły wogóle, przy mniejszem też niewątpliwie skomplikowaniu psychiki bohatera. Mickiewicz uznał to nawet za pewien błąd. Kiedy we wspomnianym już liście do Odyńca za „arcygłęboką“ uznał uwagę p. Natalji Biszping „o chrześcijaństwie Konrada żywem a potem zaniedbanem“[2], — to nie co innego chyba miał na myśli, tylko to, iż chrześcijanin tak gorący, że pokochawszy pogańską dziewczynę, przedewszystkiem myśli o jej nawróceniu, powinien był w tem głębokiem chrześcijaństwie swej duszy napotkać mocniej zaznaczoną przeszkodę wewnętrzną na drodze ku późniejszym swym celom, i że proces psychiczny łamania się z tą przeszkodą powinien był zająć w koncepcji tragizmu bohatera bardzo poważne miejsce. Tymczasem silniejszy nacisk położony został tylko na walkę przyjętego na się straszliwego obowiązku z uczuciem do Aldony, a i ta komplikacja nie jest bynajmniej przedmiotem specjalnych analiz, tylko zaznacza się jako moment akcji (a raczej zwłoki akcji Konrada) i objawia się bezpośrednio siłą bólu w ostatnim ustępie rozmowy Konrada z Aldoną w pieśni III-ej. Wogóle ani analizami psychologicznemi, ani tak częstem i u Byrona refleksjami nie przerywa Mickiewicz
Strona:Byronizm i skottyzm w Konradzie Wallenrodzie.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.