Nasuwa się teraz pytanie, czemu — podczas gdy o byronizmie Wallenroda mówiono i pisano wciąż, od chwili ukazania się poematu po dzień dzisiejszy, — o jego skottyzmie tymczasem powiedział nam coś po raz pierwszy dopiero prof. Windakiewicz w r. 1914? Jużci przyczyna musi być zapewne ta sama, dla której wogóle nie zajmowano się stosunkiem naszej poezji romantycznej do twórczości Scotta — aż do wspomnianej tu już nieraz książki Windakiewicza, której inicjatywa pod tym względem stanowi wybitną autora zasługę. Przyczyny tej trzeba chyba upatrywać w tem, że systematyczne studja literacko-porównawcze do niedawna jeszcze należały u nas do rzadkości, że na filjacje zwracano uwagę tylko na podstawie skojarzeń mimowolnych, bez ściślejszego kontrolowania ich tekstami, i że w takich warunkach ten poeta, którego się lepiej pamiętało, który kiedyś silniejsze wywarł wrażenie, miał przy tych skojarzeniach pierwszeństwo. Potężniejsza zaś o wiele indywidualność autora Kaina mocniej niewątpliwie przykuwała uwagę, rysy charakterystyczne jego twórczości mocniej wrzynały się w pamięć swojem błyszczącem ostrzem, — słowem, jego osoba i poezja zasłoniła cichszą i łagodniejszą osobę i poezję Waltera Scotta — jak spółczesnym czytelnikom, tak i potomnym[1].
- ↑ Wyjątek czyniono niekiedy dla romansów Niemcewicza, Bernatowicza, lub Krasińskiego; prof. Hahn przestudjował też Scotta dla Marji Stuart Słowackiego. Można zresztą zauważyć, że nawet w ostatnich czasach, kiedy już Scottem poczęto zajmować się u nas żywiej, kiedy obok Windakiewicza wysunął się jako doskonały znawca tego pisarza Wojciechowski, obaj ci uczeni nierównie baczniejszą zwrócili uwagę na twórcę Waverley’a niż na twórcę Pani Jeziora i Pieśni ostatniego Minstrela. Świadczy o tem fakt, że nawet w Panu Tadeuszu, którego skottyzm najgruntowniej zbadali, reminiscencyj epyljonów nie zauważyli, choć ich tam wcale nie brak. Czyż np. opis zamku Horeszków nie przypomina wcale wyraźnie opisu zamku Rokeby w poemacie pod tym tytułem (V, 4):