sami pieśniarzy, wtrącona w tok akcji opowieść historji bohatera, co wszystko — wraz z podziałem na sześć rozdziałów, przeplatanych tu i ówdzie hymnem, pieśnią, czy balladą, — nadaje Konradowi Wallenrodowi znamiona wybitnego pokrewieństwa rodzajowego z epyljonami — nie Byrona, ale właśnie Scotta.
A teraz: Dobrze — powie ktoś, wysłuchawszy całych tych przydługich wywodów, — to ze Scotta, tamto z Byrona, a jeszcze tam gdzieindziej o Moorze coś mówiono[1], o Schillerze[2], ba, o Chateaubriandzie i o Racinie nawet...[3]. Cóż wreszcie pozostanie ostatecznie samemu Mickiewiczowi? Główna idea? Ale przecież i tę wywodzi się z Kotzebuego, Machiavellego, czy jeszcze tam kogoś!...
Otóż co do idei naprzód, to z Machiavellego, Kotzebuego, Coopera może jeszcze, mógł przyjść tylko pomysł jej realizowania w danych warunkach politycznych, ale ona sama — idea bezwzględnego poświęcenia ojczyźnie wszystkiego, włącznie z męką sumienia i zbawieniem własnej duszy, — ta idea była rodem tylko z rozpaczliwej doli ujarzmionego narodu i z ducha buntu przeciw tej doli, rozpłomienionego w duszy największego syna owej ojczyzny. I oto właśnie ta idea potęgą swoją własną i potęgą przeżycia jej przez wielkiego poetę podniosła postaci jego poematu na taką wyżynę, że stamtąd oglądane rodowody ich literackie muszą się wydać czemś stosunkowo małoważnem. Godnego naprawdę pierwowzoru ani dla Konrada w Byronie, ani dla Halbana w Skocie nikt przecież nie wskaże. Zestawienie analogij między kreacjami Mickiewicza a kreacjami tych angielskich poetów, wykrycie