Strona:CTP -236- Ze złotej serii przygód Harrego Dicksona - Czarny wampir.pdf/14

Ta strona została przepisana.

— Nie życzymy sobie niczego więcej. Możesz nas znów prowadzić. Musimy teraz dostać się nocą do twojej dawnej szkoły.
— Rozumiem! — krzyknął chłopak. — Pewnie chcecie wiedzieć, dlaczego Cryns wchodzi do szkoły suchy, a wychodzi przemoczony do nitki. Dlaczego wchodzi z workami i pakunkami, a wychodzi bez ładunku.
— Masz rację — odparł Dickson, — to właśnie nas interesuje.
— Nie znalazłem tam na miejscu żadnej z tych paczek, ale gdybym znalazł skradłbym ją.
— Tak bardzo nie lubisz starego Czynsa?
— Jego? Tego łotra, kata, złodzieja? Może myślicie, że ja zajmuję się kłusownictwem? Otóż nie! Ja tylko psuję sidła tego Crynsa, ażeby go rozzłościć, tym bardziej, że od pewnego czasu potrzebną mu jest niezwykle wielka ilość królików.
— A czy Cryns nie pracuje w nocy?
— Dawniej tak, ale ostatnio bardzo dużo zarabia i wystarcza mu dzienna praca. Jest taki bogaty, że może sobie pozwolić nawet na wino... Czerwone wino w butelce! Czy to nie dziwne?
Szli teraz pustą drogą, którą Nop znał na pamięć, przedostali się przez łąkę, smaganą podmuchami wiatru i na koniec zatrzymali się przed ciemnymi budynkami opuszczonej szkoły.
Nop zaproponował im ten sam, co poprzednio sposób przedostania się do wewnątrz i po chwili wszyscy troje znaleźli się w pustej klasie.
Dickson zapalił latarkę elektryczną i oświecił wszystko dookoła siebie. Ujrzał zaniedbanie i pustkę. Nic się nie zmieniło.
— Jeżeli Cryns tu przychodzi, to musi zostawiać ślady po sobie, — rzekł po chwili. O! patrzcie! Tu są jakieś znaki. Błoto i glina!
Nachylił się i przyjrzał uważnie.
— Niebieska glina! — powtórzył zamyślony. Cóż to za nispodzianka w tych okolicach. Nie przypominam sobie aby w jakiejś części Anglii znajdowała się ta glina...
Potrząsnął głową rozgniatając w palcach tłustą grudkę.
— Idźmy za śladami — rzekł wreszcie z westchnieniem.
— Nie prowadzą one nigdzie, — oświadczył Tom Przebiegają przez ten pokój i to wszystko.
— Nie — zawołał Nop — według mnie ktoś tu przyszedł w butach obłoconych tym zwykłym błotem, a wyszedł jeszcze bardziej pobrudzony tym niebieskim, gdyż te ostatnie ślady są świeższe.
— Brawo! — zawołał Dickson. — Ucz się, Tomie! Mnie też przyda się lekcja.. Nop nam zaoszczędził wiele trudu. Skąd zaczynają się ślady gliny?
Poszukiwania nie trwały długo.
Nagle Tom wykrzyknął:
— To idiotycznie proste! Zaczynają się one przy tym żelaznym łóżku!
— Proszę cię, przyjrzyj się temu lepiej, mój chłopcze, — radził detektyw.
Małe łóżko zostało podniesione do góry. Pod nim znajdował się dół. Nie było tam żadnych schodów, tylko mocno pochyły teren, który prowadził do wielkiego, podziemnego korytarza.
— Nie wiem dokąd idziemy, — rzekł detektyw, — ale prawdopodobnie będzie to niebezpieczna droga. Słuchaj, mały, mówię do ciebie, jak do dorosłego mężczyzny. Musisz wrócić do Beech - Hill! Nie mam prawa narażać cię na niebezpieczeństwo. W każdym razie wynagrodzę cię odpowiednio.
Ale Nop zaprotestował energicznie.
— Pójdę z wami! Nie obawiam się potwora ze stawów! Wierzę, że przybyliście tu z Londynu, aby go zabić. Pozwólcie iść ze sobą! Nikt w Beech-Hill na mnie nie czeka, wszyscy są źli dla mnie. Nie odsyłajcie mnie stąd, a może Bóg pozwoli, że będę wam pożyteczny! Sir, domyślam się, że Cryns zanosi pożywienie bestii i za to dostaje pieniądze. To napewno jakiś smok, który pilnuje tajemniczych skarbów.
Harry Dickson poklepał go solidnie po ramieniu.
— Często Bóg wkłada prawdę w usta dziecka!
— A więc mogę zostać?
— Już jesteś z nami, panie Nop, — odpowiedział Tom zamiast mistrza, który w tej chwili bacznie rozglądał się po otoczeniu.
Znajdowali się w głębi tunelu o bardzo pochyłych ścianach. Wyglądało to na dzieło rąk ludzkich, którym przedtem pomagała przyroda.
Ziemia pokryta była żwirem.
Schodzili przez kilka minut w milczeniu, gdy nagle Nop pociągnął Toma za rękaw, aby go zatrzymać!
— Zdaje się, że opuszczamy podziemie. Słychać wyraźnie szum deszczu.
Rzeczywiście w tym momencie usłyszeli hałas spadającej wody.
Poszli jeszcze kilka kroków naprzód. Dickson trzymał wysoko lampkę, chcąc rozwidnić ciemności.
Nagle światło zgasło jakby zdmuchnięte lodowatym oddechem, jednocześnie szum wody stał się znacznie głośniejszy.
— Wodospad! — krzyknął Tom
Detektyw cofnął się gwałtownie
— Rozumiem teraz! Znajdujemy się pod stawami. Wielkie ciśnienie wody musiało tutaj znaleźć jakąś szczelinę, i stąd ten wodospad!
— Ale można chyba tędy przejść, — zauważył Nop. — Przecież Cryns tędy się przedostaje.
— Dlaczego tak myślisz?
— Ponieważ jest mokry, jak ryba, kiedy wychodzi ze szkoły, — odparł skromnie chłopiec.

— Świetnie, mój mały! — zawołał Dickson patrząc nieco drwiąco na Toma.