Strona:CTP -236- Ze złotej serii przygód Harrego Dicksona - Czarny wampir.pdf/15

Ta strona została przepisana.

Ale ten okazał się godnym partnerem, po przyjacielsku poklepał Nopa i swobodnie skierował się w kierunku wodospadu.
To straszne przejście nie trwało na szczęście długo. Solidne, nieprzemakalne płaszcze ochroniły detektywów i Nopa. Przeszkoda została przełamana; szli teraz szerokim korytarzem przypominającym grotę.
To też nie trwało długo. Korytarz zaczął się nagle wznosić w górę. Wejście było strome, tak, że Tom orzekł, iż łatwiej byłoby zdobyć jakiś szczyt alpejski.
— Ciekawy jestem, dokąd zawędrowaliśmy nareszcie, — krzyknął Tom sapiąc ze zmęczenia i patrząc z zazdrością na wytrwałość młodego dzikusa, Nopa.
Po chwili uwaga Dicksona skoncentrowała się na glinie, którą zebrał ze szkoły.
— To są przecież mury piwnicy!
Tom pobiegł naprzód i nagle krzyknął.
— Mistrzu! Czy wiesz gdzie jesteśmy?
— Powiedz, Tomie.
Jesteśmy w domu, albo raczej w piwnicach Beech - Lodge!

Głosy z otchłani.

Harry Dickson odpowiedział na te zdumiewającą nowinę — tylko:
— Hm, dobrze...
Pośpiesznie wyszedł z piwnicy i nie wydawał się zbyt zdziwiony, że po trzech godzinach znalazł się znów w jadalni w Bech-Lodge.
Poradził swemu uczniowi i małemu Nopowi, aby się czymś pokrzepili, a sam usadowił się, zamyślony, w wielkim fotelu obok kominka.
Tom życzył mu dobrej nocy i na ostatek zadał jeszcze jedno pytanie.
— Mistrzu, dlaczego pan się tak zainteresował tą niebieską gliną?
— Tomie, mój przyjacielu, ta niebieska glina, to wszystko! Gdy ją znajdziemy, wyjaśni się cała sprawa. Trochę niebieskiej gliny, trochę błota, a wyjaśni się cała tajemnica „czarnego wampira”. W tym wszystkim właśnie to mnie zastanawia, że na całej trasie nie znalazłem właśnie tej niebieskiej gliny...
Tom potrząsnął głową.
— Niebieska glina... „Czarny wampir”.... Czarny wampir.... niebieska glina... Nie rozumiem co to może mieć ze sobą wspólnego!
W tej chwili Nop wsunął swój nos między drzwi.
— Tak, sir, rozglądałem się wszędzie, aby znaleźć to błoto, które pan uważa za niebieskie. Jest tylko jedno miejsce, gdzie można je zauważyć. To tam, przy wodospadzie! Właśnie tam grunt jest niebieski!
Dickson uderzył się w czoło.
— Nop, czy wiesz, że ja cię polecę Scotland-Yardowi? Tyś mi ukradł spostrzeżenie, którego nie chciałem wyjawić przez ostrożność.
— Czy pójdziemy tam teraz? — zapytał Tom zmartwiony, że on to przeoczył.
Detektyw potrząsnął głową.
— Nie, ty musisz odpocząć. Jeżeli ktokolwiek wyruszy, — jeszcze tej nocy, to jedynie ja.
— Nie zgadzam się, — odrzekł stanowczo Tom.
— Pójdę z tobą, mistrzu, ale ten smarkacz, Nop, który dostarczył nam dosyć wskazówek, zostanie.
Nop, który szykował sobie właśnie wspaniałe spanie na kanapie, nie umiał więcej prosić.
Tom Wills chciał mu już udzielić lekcji, ale okazało się to niepotrzebne.
— Nikt na zewnątrz nie powinien wiedzieć, że jesteś w tym domu, nawet Cryns, który jest zdaje się starym łobuzem.
— Gdyby on chciał spacerować tutaj poczęstuję go chętnie kamieniem! — zawołał zaczepnie Nop.
— Tej nocy nie zaznamy już chyba spokoju. — powiedział Harry Dickson, kiedy znów zdążali podziemiem, wracając dopiero co przebytą drogą.
Zaopatrzyli się w płótno, przesycone smołą, które znaleźli na strychu w Beech - Lodge, a które miało im się przydać podczas przechodzenia pod wodospadem.
— Musimy znaleźć teraz nie tylko niebieską glinę, ale i pasaż, który z pewnością musi się tam znajdować.
— Dlaczego tak myślisz, mistrzu?
— A dokąd Cryns zanosi żywność?
— Żywność... a więc to pożywienie nosi ten stary kłusownik? Racja. — Cóż by on mógł nosić więcej!... Lecz jeśli jest mowa o pożywieniu, pozwala to przypuszczać, że w tych podziemiach są prócz nas i inne istoty żyjące.
— Logicznie myśląc.... tak. A teraz uważaj, Tomie, potop się zbliża! Rozciągnijmy nasze płótno.
Przed nimi, w cieniu, woda spadała z ogłuszającym hukiem.
— Według mego zdania, woda zaleje niedługo ten cały teren.
— To jest pewne!
Płótno ledwie ich chroniło. Posuwali się teraz naprzód, kurczowo trzymając się lewej ściany korytarza, do której woda mniej dochodziła.
Dickson w pewnym momencie chciał się przedostać na prawą stronę, wyciągnął rękę i.... trafił na próżnię.
— Przejście! Jest przejście! A więc znaleźliśmy. Tą drogą chadza Cryns i my pójdziemy jego śladami.
Po chwili dwaj detektywi posuwali się naprzód wąskim korytarzem.

Za nimi, w dali, szumiał wodospad