Co tu robić?... Jedynym sposobem, jakim możnaby zadać kłam starej wiedźmie a udowodnić prawdę Hiacyncie, byłoby: stawić jej przed oczy źwierciadło. Ale źwierciadeł nie było w całem państwie a strach, jaki królowa wzbudzała, był tak wielki, że żaden rzemieślnik nie podjąłby się go sporządzić.
— Ha! Pójdę na królewski dwór! — powiedział sobie w końcu narzeczony. — Pomimo całej swojej srogości władczyni nasza da się przecież wzruszyć mym łzom i piękności Hiacynty i cofnie, choćby na godzin kilka, okrutny zakaz, będący źródłem całego nieszczęścia.
Wiele kosztowało trudu nakłonienie młodej dziewczyny, aby się dała do pałacu zaprowadzić; nie chciała i nie chciała się ludziom pokazywać, taka brzydka; a potem na cóż się więcej źwierciadło przydać może, jak nie na tem wyrazistsze przekonanie jej o jej nieszczęściu, na które nie ma lekarstwa! Dopiero kiedy narzeczony wybuchnął płaczem — przystała.
— Cóż tam znowu takiego? — ozwała się opryskliwie niedobra królowa. — Co to za ludzie i czego chcą odemnie?
— Wasza królewska mość ma przed sobą najbardziej pożałowania godnego z narzeczonych na całej kuli ziemskiej.