marzycielki, ona oddawała się ohydnemu rzemiosłu szpiegostwa i sprzedawania dusz! Więc do takiego celu używała swoich powabów, swej gracyi, na to może spożytkowywała swe miłostki?... Pełen zgrozy, omal nie krzyknął:
— To nieprawda, ty kłamiesz!
Niestety! wszelka wątpliwość była wykluczoną. Była szpiegiem w istocie, skoro przyznawała się sama do tego. Ten ohydny wyraz zresztą, objaśniał wszystko: zbytek, zmiany nazwiska, podróże, przyznawanie się do coraz to innej narodowości. Uciekł z giestem obrzydzenia i nie wychodził z swego mieszkania przez dwa tygodnie, aby nie widzieć jej więcej, wyjechał wreszcie i nie spotkali się już.
Bywają jednak wspomnienia uporczywe. Ileż razy obraz czarującej nędznicy zjawiał się w jego myślach, na ustach zaś równocześnie imię wzgardzone a drogie: pewnego wieczora w Wiedniu, pod drzewami Prateru, zwierzył się z swej przygody młodemu arystokracie, dla którego czuł żywą przyjaźń a który był jak raz poufnym sekretarzem austryackiego ministra spraw zewnętrznych.
— To szczególne — odparł młody człowiek.
I oto nazajutrz Walentyn otrzymał list, w którym przyjaciel zapewniał go, na podstawie szczegółowych informacyj, jaknajuroczyściej, że nigdy a nigdy ani pani de Poleastro, ani panna de Valclos, księżna Saratoff i lady Helmsford, ani żadna w ogóle osoba o jakiemkolwiek podobieństwie sytuacyi czy wyglądu
Strona:Catulle Mendes - Nowelle.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.