drżąca. Giesta, jakie wśród tego czyni, robią wrażenie rzucania na wiatr, niby nędznych łachmanów: pustego honoru nazwiska, fałszywego wstydu przed światem i wszystkich, pełnych obłudy przesądów, tyczących się miłości.
W końcu jednak umilkła. Pan d’Argelès zachowywał się wśród tego jak bardzo biegły mężczyzna. Nie przerywał kochance ni jednym wyrazem. Teraz jednak, kiedy przestała mówić, zbliżył się do niej, ukląkł i ujął łagodnie jej ręce. Wie przecież, że jest przez niego ubóstwianą, że na jedno jej skinienienie umarłby dla niej z rozkoszą! Otóż sama ta właśnie miłość każe mu chronić ukochaną od wszelkich zmartwień i niebezpieczeństw. Onby przecie niczego więcej nie chciał, jak tylko przy niej być nieustannie. Nie rozstawać się więcej — co za czarowny sen!... Żadne niebezpieczeństwo, żadna odpowiedzialność nie byłyby w stanie wzbudzić w nim wahania, gdyby tu szło o niego samego tylko. Czyż nie domyśla się ona, jaka zazdrość nim miota, jaka okrutna żądza wyłącznego jej posiadania?... Za cenę wszakże najsroższych nawet cierpień należy mu dbać o jej honor przedewszystkiem, o to, aby zachowała szacunek całego świata. Nie ma on prawa wprowadzać ją na stromą i kamienistą ścieżkę nieuregulowanego życia, uczynić z niej kobietę, którą wszyscy wskazują palcem. Świat jest straszny, mści się z niemiłosiernem okrucieństwem na tych, co śmią mu cisnąć rękawicę.
Strona:Catulle Mendes - Nowelle.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.