nie ma bowiem nędzy w tym stopniu dokuczliwej, w jakim słodką jest miłość.
Zaledwie osłonięci łachmanami, przez które prażyło ich słońce i smagał deszcz, nie zazdrościli wcale ludziom, strojącym się latem w lekkie suknie a zimą w płaszcze futrem podbite; łachy, dziurawe nawet, przestają być brzydkiemi, jeśli okryta niemi osoba podoba się nam, ponieważ ją kochamy. A zresztą czyż niejedna wielka dama nie dałaby chętnie najpiękniejszej swej sukni za skórę... urodziwej biedaczki.
Wędrując całemi dniami od wsi do wsi, zatrzymywali się na placach przed domami bogaczy, których okna otwierały się niekiedy wówczas, przed oberżami, gdzie się pokrzepiało wesołe chłopstwo, i ona śpiewała swe piosnki a on pobrzękiwał z ogniem swoim baskijskim bębenkiem, — jeśli im zaś rzucono kilka sousów — co się zdarzało dość często, bo podobali się oboje bardzo swym widzom i słuchaczom — byli wielce kontenci. Nie martwiło ich jednak bynajmniej, kiedy im nic nie dano. Kładli się wtenczas spać na czczo... Ale cóż znaczy próżny żołądek, gdy się ma serce przepełnione miłością; nie trzeba się też do zbytku rozczulać nad głodomorem, przed którym, pod niebem gwiaździstem, w nocy, miłość zostawia boską ucztę pieszczot.
Strona:Catulle Mendes - Nowelle.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.