Aż tu naraz wydać im się z łatwością mogło, że wpół już umarli, znaleźli się ni stąd ni zowąd w raju... tak wspaniała, promieniejąca światłość rozlała się dokoła nich, prosto zaś ku nim kroczyła aniołom podobna dama w szacie z pąsowego złotogłowiu, z złocistą różdżką w ręce.
— Biedactwa wy moje — rzekła — niedola wasza mnie wzrusza, pragnę więc przyjść wam z pomocą. A iżeście byli biedniejsi od ostatniego z nędzarzy, bogatsi będziecie od najbogatszych; będziecie wkrótce mieli taką moc skarbów, że na ich przechowanie nie zdołacie na całej ziemi znaleźć dość kufrów.
Słysząc to, myśleli, że śnią.
— Ależ pani!... Jakożby się rzecz taka zdarzyć mogła?
— Dowiedzcie się, że jestem wróżką, dla której nie ma nic niemożebnego. Od dziś dnia ile razy któreś z was otworzy usta, ukaże się z nich dukat, za nim drugi, trzeci, i tak bez końca... Od was więc samych zależeć będzie, byście posiedli największe bogactwa, jakie sobie tylko wystawić można.
To rzekłszy, wróżka zniknęła a ponieważ pod wpływem takiego cudu oboje, oniemiali ze zdumienia, szeroko rozwarli usta — sypały im się z nich tedy dukaty, cekiny, guldeny, dublony i to w takiej obfitości, że można było bez przesady powiedzieć: deszcz pada złoty!
Strona:Catulle Mendes - Nowelle.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.