— To może wam się nie podoba, że z ust wam ciągle padają same tylko sztuki złota, chcielibyście może, dla odmiany, abym sprawiła, że w miejsce złotych monet sypać się będą dyamenty i szafiry takie jak jajko turkawki.
— Przez litość! nie czyńcie tego!
— Powiedzcież tedy, co wam dolega, bo naprawdę nie potrafię się sama domyśleć.
— Potężna wróżko!... Rozkoszna to rzecz, grzać się, gdy człowiekowi zimno, sypiać w puchowem łożu, i jadać do sytości, jest jednak coś lepszego niż to wszystko: oto — całować usta, które się kocha!... Tymczasem odkąd uczyniliście z nas, o pani, bogaczy, nie zaznaliśmy tego szczęścia ni razu, za każdym bowiem razem, kiedy otworzymy usta, aby je złączyć, sypią się z nich przeklęte cekiny i dukaty przebrzydłe — i całujemy oboje... złoto!...
— Ach! — odpowiedziała wróżka — nie pomyślałam wcale o tej niedogodności. Nie ma jednak sposobu na to i uczynicie najlepiej, moi drodzy, pogodziwszy się z tem.
— Przenigdy!... Dajcie się, pani, wzruszyć!... Nie potraficież cofnąć okropnego podarku, jakiście nam zesłali?
— I owszem. Dowiedzcie się jednak, że postradacie za jednym razem nietylko dar siania złotem, lecz także, wraz z tym darem, wszystkie osiągnięte bogactwa.
Strona:Catulle Mendes - Nowelle.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.