Strona:Cecylia Niewiadomska - Bez przewodnika.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

wają przynajmniej raz na tydzień. Pamiętasz, jak marzyliśmy, żeby w Kościeliskiej mieszkać?
— To wy z Zosią, co do mnie, choć przyznaję, że doliny równie pięknej nie widziałem, — nie jestem pustelnikiem, aby mi wystarczała natura. Dobre to zresztą w pogodę, ale w deszcz...
— Też pięknie, Janku, choć inaczej, ale pięknie: ten wezbrany biały potok, te płaczące skały, szare niebo, i cisza, i samotność, wszystko piękne.
— A no, może takie życie byłoby najstosowniejsze dla twego usposobienia, choć nie! rozmazgaiłbyś się tam do reszty i został skończonym niedołęgą. Czasy pustelników minęły, mój drogi, pomyśl tylko o zimie, jakby ci tam było, bez ludzi, bez dróg, jak w grobie.
— W pięknym grobie, gdzie żyć można. Nieraz blizko krzyża Pola wybierałem sobie miejsce na jaskinię, rozmyślałem, czembym się żywił, jakbym sobie urządził życie. Bo tego jestem pewny, że nigdy, nigdy w życiu nie napatrzyłbym się do syta piękności tego ustronia, nie nasłuchał szumu potoku, nie nacieszył się ciszą, w której tak dobrze myśleć i słuchać i przeczuwać...
Twarz chłopca zapłonęła dziwnym blaskiem, oczy jaśniały mu niby natchnione, widać było, że każde słowo — może bez woli i bez wiedzy jego — płynie mu prosto z duszy, z gorącego serca.
Lecz Janek niecierpliwie wzruszył ramionami.
— Głód wyleczyłby cię prędko z tych zachwytów — rzekł z lekceważeniem. — Górale uciekają na zimę z Kościeliskiej.
— Bo góral sobie nie wystarczy, książka