każe się prowadzić, drży cała. Towarzysze tłumią śmiech przez litość.
— No, tu przecie szeroko!
— Nie mogę, nie mogę! Przywiążcie mię do drzewa, bo się stoczę po tej pochyłości.
— Patrz, szynka się nie stacza, chleb leży spokojnie, patrz butelka.
— Ach!
Brońcia zasłoniła oczy, gdyż nieszczęsna butelka nie odpowiedziała wcale zaufaniu swojego opiekuna i stoczyła się w krzaki.
— Cała, cała! — zawołali radośnie Staś i Felek i w mgnieniu oka zsunęli się bokiem ku krzakom, aby pochwycić zbiega.
— Cała szyjka, nawet korek nie wyskoczył, tylko dna i wina brakuje.
Wszyscy się śmieli, wujenka i poważny wuj Stanisław, opiekunowie tego młodego grona; jedna Brońcia drżała. Poradzono jej, aby położyła się na ziemi i w tej dopiero pozycji zdobyła się na odwagę popatrzenia na piękny widok.
— Dajcie reńskiego, a zejdę po tej ścieżce prosto het, precz, aż na dół — odezwał się młody góralczyk, świecącemi oczyma patrząc na wystraszone dziewczę.
— Trzymajcie go! — zawołała przerażona Brońcia, i twarz ukryła w dłoniach.
Zejście nie było trudne, Brońcia jednak szła ciągle, prowadzona przez brata i przewodnika, z zamkniętemi oczyma, blada, z wyrazem trwogi i zmęczenia. Dopiero na Gęsiej Szyi uspokoiła się trochę.
Strona:Cecylia Niewiadomska - Bez przewodnika.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.