Przewodnik gniewał się na nich, że nie trzymają się razem, ale oni słuchając, nie tracili czasu i co chwila podnosili do ust pełne garście jagód.
— Ach, jak chłodno i miło w ustach — zapewniali.
Goście za ich przykładem rozproszyli się po krzakach i byłby znów spoczynek mimowolny, gdyby przewodnik energicznie nie zaczął naglić do pośpiechu.
— Wszyscy nas wyprzedzili, przyjdziemy ostatni i miejsca w hotelu nie będzie. W Roztoce i tak trzeba odpocząć z godzinę.
— Czy to miasteczko jakie ta Roztoka? — ciekawie pyta Brońcia.
Staś i Felek jednocześnie wybuchnęli śmiechem.
— Miasteczko o godzinę drogi od Morskiego! W sercu gór! Co ty wygadujesz, Bronka?
Ale Brońcia się obraziła i nie chciała słuchać objaśnień.
— To schronisko zapewne? — zapytała Ańdzia.
— Naturalnie, duże schronisko, gdzie i zanocować można, bo jest kilkanaście łóżek. Ale każdą butelkę piwa przywożą tam na osiołku, albo na koniu, jak widziałaś nieraz, w drewnianych naczyniach. Ciężka praca nawieźć potrzebnej żywności.
W Roztoce Staś i Felek uparli się zwiedzić koniecznie dzisiaj wodospady Mickiewicza. Poświęcą te pół godzinki ze swego odpoczynku, a Brońcia niech zostanie pod opieką starszych.
Strona:Cecylia Niewiadomska - Bez przewodnika.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.