błyszczy. Chrześcijańskie to ziemie już od pół wieku blizko. Nad Gopłem jeziorem rozsiadł się gród książęcy, obszerny, warowny, w murach drewnianych, chędogi i jasny. Zasobno tu, wygodnie i bezpiecznie także, pod władzą księcia chrobrego, co zasiadł na stolicy po ojcu roztropnym.
Niedawno rządzi, piąty rok dopiero, ale już skupił w swojej silnej dłoni wszystkie dzielnice i dzierży je mocno, a orlem okiem spogląda dokoła, i myślą waży wielkie przedsięwzięcia: tu morza sięga, tam do Wisły źródeł, na wschód i zachód. A w ręku miecz trzyma. Myślą i mieczem gdzie razem uderzy, nikt nie odeprze ciosu.
Dziś jednak dłoń spokojnie wypoczywa, na rękojeści wsparta, i twarz monarchy jasna i pogodna. Gościa ma w domu. Gość to znamienity, biskup z krainy czeskiej, Adalbertus. Kraj swój opuścił, ścigany przez wrogów; chce służyć Panu w ciszy i spokoju. Służyć Mu całem sercem, wszystkiemi siłami.
Na dworze Bolesława czas dłuższy już bawi, — naucza, opowiada prawdy świętej wiary, cnotą, przykładem, gorącemi słowy podnosi serca, wszczepia Boże przykazania. Z księciem też długie prowadzi rozmowy: Bolesław w Gnieźnie zatrzymać go pragnął u boku swego, przyjaźnią go darzył i zaufaniem, ale mąż pobożny innej zasługi pragnie, innej pracy: skarb mu przez Boga dany, światło prawdy — chce szerzyć dalej. Czyż to nie powinność chrześcijańskiego kapłana? Czy nie głos Boży takie zadanie życia mu wskazuje? Resztę dni swoich chce poświęcić ludom, na które nie padł
Strona:Cecylia Niewiadomska - Lat temu dziewięćset.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.