Precz muzo akademicka! Nie mam nic do roboty z tą starą świętoszką. Wzywam muzy pospolitej, mieszczki, żyjącej, by mi pomogła opiewać dobre psy, biedne psy, psy zabłocone, które każdy odtrąca jak zapowietrzone i zapchlone, z wyjątkiem biedaka, któremu są towarzyszami i poety, który patrzy na nie okiem braterskiem.
Pfuj! psy wymuskane, te eleganty czworonożne, duńczyki, king-charle, mopsiki i pudle, tak pewne siebie, że wskakują bez pytania na podołek lub na kolana gościa, jak gdyby nie wątpiły, że się podobać muszą; swawolne jak dzieci, głupie, jak loretki, niekiedy złe i zuchwale, jak służba. Pfuj! nadewszystko te węże o czterech łapach, drżące i rozpróżniaczone, które się nazywają charciczkami, a które nie mają nawet w spiczastej mordce dość węchu, aby iść za śladem przyjaciela, ani w spłaszczonej głowie dość bystrości, by grać w domino!
Do budy z tymi natrętnymi darmozjadami!
A niechże się skryją w swych budach mięciuchnych i wyścielanych! Ja opiewam psa zabłoconego, psa biednego, psa bezdomnego, psa włóczęgę, psa sztukmistrza, psa, którego instynkt podobnie jak instynkt żebraka, włóczęgi i linoskoczka, jest przedziwnie zaostrzony potrzebą,
Strona:Charles Baudelaire - Drobne poezye prozą.pdf/179
Ta strona została skorygowana.