Strona:Charles Baudelaire - Drobne poezye prozą.pdf/29

Ta strona została skorygowana.
VI.
KAŻDY MA SWOJĄ ZMORĘ.

Pod wielkiem szarem niebem, na wielkiej piaszczystej równinie, bez drogi, bez trawnika, bez ostu, bez pokrzywy, spotkałem kilku ludzi, którzy szli zgarbieni.
Każdy z nich dźwigał na grzbiecie ogromną Zmorę, ciężką jak wór mąki, lub węgla, albo jak tornister rzymskiego piechura.
Ale to potworne zwierzę nie było martwym ciężarem; przeciwnie, owijało i dusiło człowieka elastycznymi i potężnymi mięśniami; wpijało się dwoma wielkimi pazurami w pierś swojego wierzchowca; a jego bajeczna głowa sterczała nad czołem człowieka, podobnie jak te straszliwe przyłbice, któremi starożytni wojownicy starali się zatrwożyć nieprzyjaciela.
Zaczepiłem jednego z tych ludzi i spytałem gdzie idą? Odpowiedział mi, że tego ani on,