potoczył go po ziemi. Ale na cóż opisywać tę wstrętną walkę, która rzeczywiście trwała dłużej, niżby się tego można po dziecinnych siłach spodziewać? Placek przechodził z ręki do ręki i zmieniał przy tem objętość; i gdy w końcu, wyczerpani, zdyszani, zakrwawieni, zatrzymali się, nie mogąc dalej walczyć, nie było już, prawdę powiedziawszy, i przedmiotu spornego: kawałek chleba zniknął, rozsypawszy się w okruszynki, podobne do ziarnek piasku, z któremi się zmieszał.
Ten widok zamglił mi krajobraz, i spokojna uciecha, w której się rozkoszowała moja dusza nim zobaczyłem tych malców, znikła zupełnie; byłem smutny dość długo, powtarzając sobie ciągle: „Jednak istnieje cudowny kraj, gdzie chleb nazywa się plackiem i jest tak cennym przysmakiem, że wystarcza do wywołania prawdziwie bratobójczej wojny“.