niknionym mroku, w głębi jej uwielbianych oczu widzę zawsze dokładnie godzinę szeroką, uroczystą, wielką jak przestrzeń, bez podziału minut i sekund, — godzinę nieruchomą, której na zegarach próżno szukać, a jednak lekką jak westchnienie, szybką jak mgnienie oka.
A gdyby jaki natręt naszedł mnie, podczas gdy mój wzrok spoczywa na tym rozkosznym zegarze, gdyby jaki nieżyczliwy i niewyrozumiały geniusz, jaki demon przekorny przyszedł i powiedział: „Czemu tak patrzysz tam pilnie? Czego szukasz w oczach tej istoty? Czy widzisz tam godzinę, śmiertelniku marnotrawny i bezczynny?“ — odpowiedziałbym bez wahania: „Tak, widzę godzinę: to jest Wieczność!“
Nieprawdaż pani, że to jest prawdziwie zastanawiający madrygał, i tak przesadny jak ty sama? W istocie, tyle miałem przyjemności, haftując ten pretensyonalny komplement, że nic już w zamian nie żądam.