Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/129

Ta strona została przepisana.

— Niechże się pani zbliży do ognia — mówiła dalej. — Rzeczy swoje, moja droga, przywiozła pani zapewne teraz?
— Tak jest, proszę pani.
— Każę je wnieść do pani pokoju — rzekła i drobnym kroczkiem wyszła z pokoju.
„Traktuje mnie, jak gościa — pomyślałam; nie spodziewałam się takiego przyjęcia; spodziewałam się tylko chłodu i oficjalnej uprzejmości; co innego opowiadano mi o traktowaniu nauczycielek; ale nie trzeba cieszyć się za wcześnie“.
Pani Fairfax powróciła; usunęła ze stołu robotę swoją i dwie książki, robiąc miejsce dla tacy, którą teraz wniosła Lea; sama też podawała mi posiłek. Czułam się skrępowana taką uprzejmością, jakiej dotąd nigdy nie zaznałam, i to ze strony mojej pracodawczyni i zwierzchniczki; ponieważ jednak ona widocznie uważała, że to, co robi, jest w porządku, więc pomyślałam, że najlepiej grzeczności jej przyjmować spokojnie.
— Czy będę miała przyjemność dziś jeszcze zobaczyć pannę Fairfax? — zapytałam po zjedzeniu tego, czem mnie częstowała.
— Co pani powiedziała, moja droga? Jestem trochę przygłucha — odpowiedziała dobra pani, przysuwając ucho do moich ust.
Powtórzyłam pytanie moje wyraźniej.
— Pannę Fairfax? Ach, pani chce powiedzieć pannę Varens. Przyszła pani uczenniczka nazywa się Varens.
— Ach tak! więc to nie pani córeczka?
— Nie, ja nie mam dzieci.
Miałam ochotę dopytywać dalej, dowiedzieć się, czem jest dla niej mała Varens, ale przypomniałam sobie, że to niegrzecznie zadawać zbyt wiele pytań i że przecież dowiem się o tem zczasem.
— Taka jestem zadowolona — mówiła dalej, siadłszy naprzeciw mnie i biorąc kota na kolana — że pani przyjechała. Przyjemne teraz będzie życie w towarzystwie z panią. Naturalnie, przyjemnie jest tutaj zawsze,