Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/136

Ta strona została przepisana.

rozmawiać z panią, tak jak z nim rozmawiam; i Sophie będzie mogła mówić do pani! jak ona się ucieszy! Nikt jej tutaj nie rozumie; pani Fairfax umie tylko po angielsku. Sophie — to moja bona; przybyła tu ze mną przez morze wielkim okrętem z kominem, który dymił, i jak jeszcze!... Ja chorowałam i Sophie także, a i pan Rochester chorował. Pan Rochester leżał na kanapie w ładnym pokoju, który nazywał się salonem, a Sophie i ja miałyśmy łóżeczka gdzie indziej. Ja o mało nie wypadłam ze swego, było takie, jak półeczka. A mademoiselte, jak się mademoiselle nazywa?
— Eyre, Joanna Eyre.
Aire? Ba! nie umiem tego wymówić! No, i nasz okręt zatrzymał się rano, zanim jeszcze zupełnie jasny dzień nastał, przed wielkiem miastem, gdzie były bardzo ciemne domy, a wszystkie zadymione; wcale nie takie, jak w ładnem, czystem mieście, skąd przybywałam; a pan Rochester przeniósł mnie na rękach przez deskę na ląd, a Sophie szła za nami; a potem wsiedliśmy wszyscy do powozu, który nas zawiózł do pięknego, wielkiego domu, większego niż ten i piękniejszego; taki dom nazywa się hotel. Tam pozostaliśmy prawie tydzień; ja i Sophie chodziłyśmy codziennie na spacer do wielkiego zielonego miejsca, pełnego drzew; to miejsce nazywają parkiem; i było tam oprócz mnie wiele innych dzieci i staw z pięknemi ptakami, które karmiłam okruszynami.
— Czy pani ją rozumie, choć ona tak prędko trzepie? — zapytała pani Fairfax.
Rozumiałam ją bardzo dobrze, gdyż byłam przyzwyczajona do szybkiej mowy madame Pierrot.
— Pragnęłabym — ciągnęła dalej poczciwa staruszka — żeby jej pani zadała parę pytań o jej rodziców; ciekawam, czy ich pamięta?
— Adelko — zapytałam — u kogo mieszkałaś wtedy, gdy byłaś w tem ładnem, czystem mieście, o którem mówiłaś?
— Dawno temu mieszkałam u mamy; ale mama poszła do nieba. Mama uczyła mnie tańczyć, śpiewać i mówić wierszyki. Wielu panów i wiele pań przychodziło