Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/139

Ta strona została przepisana.

zdobił jego środek. Sufit bogato i artystycznie był rzeźbiony; piękny, choć trochę ciemny witraż dopełniał całości artystycznej tej sali. Pani Fairfax ocierała z kurzu piękne kryształowe naczynie, stojące na kredensie.
— Co za piękny pokój! — zawołałam, rozglądając się dokoła; gdyż nigdy jeszcze równie imponującego nie widziałam.
— Tak; to jest pokój jadalny. Właśnie otworzyłam okno, żeby wpuścić trochę powietrza i słońca, bo wszystko tak wilgotnieje w pokojach rzadko zamieszkałych; tam w salonie czuć wprost piwnicą.
Wskazała szeroką arkadę nawprost okna, zawieszoną, tak jak i okno, szkarłatną zasłoną, która była teraz rozchylona. Wstąpiwszy po dwóch szerokich stopniach i zajrzawszy do środka, mniemałam, że oglądam jakąś czarodziejską krainę. Był to tylko bardzo ładny salon, a tuż obok buduar, oba były wyłożone białym dywanem w girlandy barwnych kwiatów, oba o sufitach z śnieżną sztukaterją białych gron winnych i liści, co dawało bogaty kontrast z karmazynowym kolorem kuszetek i otoman. Nad białym marmurowym kominkiem błyszczały ozdoby z czeskiego szkła w kolorze rubinów. Szerokie zwierciadła między oknami odbijały to połączenie barw ognia i śniegu.
— W jakim porządku pani te pokoje utrzymuje! — zawołałam. — Ani odrobiny kurzu, choć niema pokrowców, i gdyby nie ten ostry chłód, możnaby myśleć, że są w codziennem użyciu.
— Bo widzi pani, chociaż pan Rochester rzadko tutaj bywa, to te odwiedziny bywają zawsze nagłe i niespodziewane; zauważyłam, że go to drażni, gdy wszystko zastaje pozasłaniane, pozawijane i gdy za przybyciem znosić musi ruch i zamęt urządzania, pomyślałam więc, że najlepiej trzymać pokoje w gotowości.
— Czy pan Rochester jest wymagającym i wybrednym?
— Nie powiedziałabym; ale ma swoje pańskie gusta i przyzwyczajenia i chciałby, żeby odpowiednio do tego kierować sprawami.