Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/144

Ta strona została przepisana.

Mesdames, vous êtes servies! — i dodała — J’ai bien faim, moi!
Istotnie obiad był gotów i czekał na nas w pokoju pani Fairfax.

ROZDZIAŁ XII.

Zapowiedź pogodnego bytowania, zaznaczona na wstępie spokojnem przyjęciem w Thornfield Hall, nie zawiodła mnie przy dłuższem zaznajomieniu się z miejscowością i jej mieszkańcami. Pani Fairfax okazała się taką, jaką się wydawała, kobietą równego usposobienia, dobrotliwą, średniego wykształcenia i przeciętnej inteligencji. Moja uczennica była dzieckiem żywem, rozpieszczano je i pobłażano mu, i dlatego bywała niekiedy kapryśna. Ponieważ została powierzona wyłącznie mojej opiece i żadne inne nierozsądne wpływy nie przeszkadzały mi w pracy nad nią, zapomniała wkrótce o małych wybrykach, stała się posłuszna i chętna do nauki. Nie miała wielkich zdolności ani wybitnych rysów charakteru, ani szczególnie rozwiniętych uczuć lub upodobań, coby ją wznosiło ponad poziom rówieśniczek; ale nie było też w niej żadnych usterek ani złych skłonności, któreby ją stawiały poniżej tego poziomu. Robiła odpowiednie postępy, miała dla mnie żywe, choć może nie nazbyt głębokie przywiązanie, a ja lubiłam ją dla jej prostoty, wesołego szczebiotu, chęci dogodzenia mi i dobrze nam było z sobą.
To, co mówię — nawiasem — wydać się może zbyt chłodnem określeniem osobom, głoszącym uroczyste teorje o anielskiej naturze dzieci i o obowiązku wychowawców odczuwania do dzieci bałwochwalczego przywiązania. Ja jednakże nie piszę dla schlebiania rodzicielskiemu egoizmowi lub z chęci wygłaszania obłudnych frazesów i nonsensów; poprostu mówię prawdę. Dbałam sumiennie o dobro Adelki, o jej postępy i lubiłam tę małą osóbkę; zupełnie tak samo, jak byłam wdzięczna pani Fairfax za jej dobroć, i w jej towarzystwie znajdowałam