Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/147

Ta strona została przepisana.

kataru, jakiego się nabawiła. Zgodziłam się chętnie, zwłaszcza gdy Adelka gorąco poparła tę prośbę, przypominając mi przez to, z jaką radością za lat dziecinnych witałam każdą trafiającą się rekreację. Był to piękny dzień, spokojny, chociaż bardzo zimny; zmęczona byłam, przesiedziawszy w bibljotece całe długie przedpołudnie; pani Fairfax właśnie była napisała list, który czekał okazji na pocztę, więc włożyłam kapelusz i płaszcz i ofiarowałam się odnieść go do Hay; odległość, dwie milki, stanowiła miły spacer na zimowe popołudnie. Usadowiwszy Adelkę wygodnie na krzesełku przy kominku w saloniku pani Fairfax i podawszy do zabawy najlepszą lalkę woskową (którą zazwyczaj, zawiniętą w srebrny papier, trzymałam schowaną w szufladzie) oraz dla odmiany książkę z powiastkami, pocałowałam ją na pożegnanie i wyszłam.
Grunt był stwardniały, powietrze spokojne, droga samotna. Szłam szybko, dopóki się nie rozgrzałam, a wtedy zwolniłam kroku, by nacieszyć się i zastanowić nad przyjemnością, jaką mi dawała ta chwila i widok dokoła. Była godzina trzecia; zegar kościelny wybijał ją, gdy mijałam dzwonnicę. Urok tej godziny leżał w bliskim zmierzchu, w nisko stojącem, blade promienie ślącem słońcu. Znajdowałam się o milę od Thornfield, na ścieżce, znanej latem z obfitości róż polnych, jesienią z orzechów i jarzyn, a nawet teraz posiadającej pewne kolorowe skarby w postaci głogów. Ale najmilszy czar zimowy polegał na zupełnej samotności i bezszelestnej ciszy. Powiew nie wydawał tu wcale odgłosu; nie było tu bowiem ani jednego krzaczka ostrokrzewu czy bluszczu, któryby mógł zaszemrać, a odarte z liści głogi i krzaki leszczyny ciche były jak te białe, zdeptane kamienie, któremi wysypany był środek ścieżki. Blisko i daleko, po obu stronach drogi widać było tylko pola, na których nie pasło się bydło, a małe, brunatne ptaszki, ruszające się niekiedy w bezlistnym żywopłocie, wyglądały jak rdzawe zeschłe liście, co zapomniały opaść...
Dróżka ta szła pod górę przez całą drogę do Hay; doszedłszy do jej połowy, siadłam na przełazie, prowa-