Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/150

Ta strona została przepisana.

że pomyślałam, iż wielkiej sobie krzywdy widocznie nie zrobił; zapytałam go jednakże:
— Czy pan odniósł jakie obrażenia?
Zdaje mi się, że klął pod nosem, choć nie jestem tego pewna; w każdym razie coś tam wymawiał, co mu przeszkodziło odpowiedzieć mi odrazu.
— Czy mogłabym może w czem pomóc? — zapytałam znowu.
— Niech pani stanie na boku — odpowiedział, podnosząc się najpierw na kolana, a potem na nogi. Usunęłam się; poczem zaczęło się dźwiganie, tupanie, chrzęst, nawoływanie przy wtórze takiego szczekania, że istotnie odstąpiłam o kilka kroków; nie mogłam się jednak zupełnie dać odpędzić, chcąc się wpierw przekonać, jak się to skończy. Rezultat ostatecznie wypadł szczęśliwie; koń stanął, pies na komendę: „Leżeć, Pilot!“ uciszył się nareszcie. Teraz podróżny, nachyliwszy się, zaczął obmacywać stopę i nogę, jakgdyby badał, czy są całe; widocznie były bolesne za dotknięciem, gdyż przytrzymywał się przełazu, skąd ja właśnie wstałam, i wreszcie usiadł.
Pragnęłam stać się użyteczną, więc przybliżywszy się, powiedziałam:
— Jeżeli pana coś boli i potrzebuje pan pomocy, mogę panu sprowadzić kogo albo z Thornfield Hall albo z Hay.
— Dziękuję; dam sobie radę; nie mam złamanych kości — to tylko zwichnięcie. — I znowu wstał i próbował nogi, ale przytem mimowoli wyrwało mu się: „Ach!“...
Światło dzienne niezupełnie jeszcze zaszło, a i księżyc świecił jasno; widziałam go teraz wyraźnie. Postać jego otulał płaszcz do konnej jazdy z futrzanym kołnierzem i stalową klamrą; w ogólnych zarysach mogłam dojrzeć, że jest to mężczyzna średniego wzrostu i bardzo szeroki w piersiach. Ciemną miał twarz o surowych rysach i nasępionem czole; oczy jego i brwi ściągnięte miały w tej chwili wyraz rozdrażniony i gniewny; był nie pierwszej młodości, ale nie sięgał jeszcze średniego wieku; mógł liczyć ze trzydzieści pięć lat może. Nie bałam się go, i nawet niebardzo mnie onieśmielał. Gdyby