Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/151

Ta strona została przepisana.

był przystojny, o bohaterskiej powierzchowności młodzieńcem, nie byłabym się odważyła stać tak przed nim, wypytywać go wbrew jego woli i ofiarowywać mu się z usługami nieproszona. Nie wiem, czy kiedy w życiu widziałam przystojnego młodzieńca, a nigdy w życiu z żadnym nie rozmawiałam. Miałam teoretyczne uznanie i respekt dla piękności, elegancji, wdzięku; gdybym jedna ujrzała te zalety, wcielone w postać męską, odczułabym instynktowo, że nie mogłyby one sympatyzować z niczem, co było we mnie, i unikałabym tak, jak się unika ognia, pioruna i wszystkiego, co świeci jasno, ale jest antypatyczne.
Gdyby nawet ten nieznajomy był się uśmiechnął i okazał mi dobry humor, gdy się do niego zwróciłam; gdyby ofiarowaną mu pomoc odrzucił był wesoło i z podziękowaniem, byłabym sobie poszła, nie odczuwając powołania do wznowionych dopytywań; jednakże wobec tego marsa, tej szorstkości podróżnego czułam się swobodną; nie ruszyłam się z miejsca, gdy ręką dał mi znak, bym poszła, i oświadczyłam:
— Nie mogę pomyśleć o pozostawieniu tu pana o tak późnej godzinie na tej pustej drodze, dopóki nie zobaczę, że pan może wsiąść na konia.
Spojrzał na mnie, gdy to powiedziałam; dotychczas nie wiem, czy zwrócił oczy w moją stronę.
— Sądzę, że pani sama powinna być już w domu — rzekł — jeżeli ma pani dom tu gdzieś wpobliżu; gdzie pani mieszka?
— Tam na dole; ja się wcale nie boję być na polu, chociaż późno, skoro księżyc świeci; chętnie pobiegłabym do Hay, gdyby pan sobie życzył; idę tam nawet list wrzucić na pocztę.
— Mieszka pani tam na dole — czy pani ma na myśli ten dom z blankami? — tu wskazał Thornfield Hall, na które księżyc rzucał mgławe światło, rysując dom wyraźny i blady, na tle lasu.
— Tak, właśnie.
— Czyj to jest dom?
— Pana Rochestera.