Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/165

Ta strona została przepisana.

— Z tej samej.
— Czy ma ona w sobie jeszcze inne zapasy tego samego rodzaju?
— Myślę, że ma; spodziewam się, że może lepsze.
Rozpostarł obrazki przed sobą i znowu rozpatrywał je pokolei.
Były to trzy akwarele. Pierwsza przedstawiała chmury, nisko płynące, sine, toczące się nad wzburzonem morzem. Jeden promień światła uwypuklał przez pół zatopiony maszt, na którym siedział kormoran, wielki, czarny, o skrzydłach zbryzganych pianą; w dziobie trzymał złotą bransoletę, wysadzaną szlachetnemi kamieniami. Poniżej ptaka i poniżej masztu nurzało się w wodzie ciało topielicy.
Drugi obrazek przedstawiał na pierwszym planie tylko ciemny szczyt wzgórza z trawą i kilkoma liśćmi, jakby wietrzykiem poruszanemi. Poza niem i w górze rozpościerała się przestrzeń nieba, ciemno granatowego, jak o zmroku; na niebo wypływało popiersie postaci kobiecej, namalowane w barwach tak ciemnych i delikatnych, jak tylko je dobrać mogłam. Ciemne czoło wieńczyła gwiazda; rysy poniżej widoczne były jak przez warstwę mgły; oczy świeciły ciemne i tęskne; włosy cieniste spływały jak chmura bez promieni, szarpana burzą. Na szyi leżał słaby odblask, jakgdyby światła księżycowego; ten sam odblask dotykał smugi cienkich chmurek, z pomiędzy których wychylała się ta wizja Gwiazdy Wieczornej.
Trzeci obrazek ukazywał wierzchołek góry lodowej na tle polarnego zimowego nieba; zorza polarna słała krwawe światła swoje na dalekim widnokręgu. Na przednim planie olbrzymia głowa chyliła się ku górze lodowej i opierała się o nią. Dwie chude ręce, złączone poniżej czoła i dźwigające je, zasłaniały dolną część twarzy czarną zasłoną; czoło zupełnie bezkrwiste, białe jak kość, i oko puste, martwe, pozbawione wyrazu, oprócz wyrazu szklanej rozpaczy — to jedno tylko było widoczne. Nad skroniami, wśród zwojów czarnej materji turbanu, świecił krąg białych płomieni, z plamami iskier żywszej barwy.