Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/172

Ta strona została przepisana.

— A! słowo daję! w pani jest coś dziwnego — powiedział. — Wygląda pani jak mała muszka; skromna, spokojna, poważna i prosta, gdy pani tak siedzi z rączkami złożonemi i oczami najczęściej utkwionemi w dywan (o ile ich pani nie zatopi przenikliwie w mojej twarzy, jak przed chwilą); a gdy zadać pani pytanie, albo zrobić uwagę, na którą musi pani odpowiedzieć, bez ceremonji rąbie pani odpowiedź, jeżeli nie niegrzeczną, to co najmniej szorstką. Co pani przez to rozumie?
— Panie, dałam odpowiedź nazbyt prostą; bardzo pana przepraszam. Powinnam była odpowiedzieć, że to niełatwo dać nieprzemyślaną odpowiedź na zapytanie w kwestji powierzchowności; że gusta są przeważnie różne; i że piękność mało ma znaczenia — lub coś w tym rodzaju.
— Nic podobnego nie powinna była pani odpowiedzieć! Piękność małe ma znaczenie? Doprawdy! I tak pod pozorem zacierania spełnionej obrazy, pod pozorem ugłaskiwania i ułagodzenia mnie, pakuje mi pani scyzoryk pod ucho! Niechżeż pani dalej mówi: co się pani we mnie nie podoba, proszę? Sądzę, że wszystkie członki moje i wszystkie rysy są takie, jak u innych ludzi?
— Panie Rochester, niech pan pozwoli, że odwołam pierwotną odpowiedź; nie chciałam dotknąć odpowiedzią — język mi się poślizgnął.
— Właśnie. I ja tak myślę, ale poniesie pani za to odpowiedzialność. Niech mnie pani krytykuje: czy moje czoło nie podoba się pani?
Odgarnął czarną falę włosów i odsłonił potężnie zakreślone inteligentne czoło, na którem wszakże widniał brak w miejscu, gdzie łagodna linja guzu dobrotliwości powinna się była znajdować.
— I cóż, łaskawa pani, czy jestem głupcem?
— O, to w żadnym razie! Ale powie pan może, że jestem niegrzeczną, jeżeli zapytam, czy jest pan filantropem?
— Masz tobie! Znowu ukłucie scyzorykiem, podczas kiedy udawała, że głaska mnie po głowie i to dlatego, że powiedziałem, iż nie lubię towarzystwa dzieci i starych kobiet (ale o tem nie wolno głośno mówić!) Nie, moja