Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/181

Ta strona została przepisana.

— Jest to twierdzenie niebezpieczne, panie, ponieważ odrazu się widzi, że może dać pole do nadużyć.
— Mądry sędzio! tak też jest: ale ja przysięgam na moje domowe bogi, że jabym tego prawa nie nadużył.
— Człowiekiem pan jest i ułomnym.
— Jestem, to prawda; i pani również — cóż z tego?
— Ludzie ułomni nie powinni przywłaszczać sobie władzy, którą tylko od Boga powołanym i doskonałym powierzyć można bezpiecznie.
— Jakiej władzy?
— Władzy orzekania o jakiejś niezwykłej, nie sankcjonowanej drodze postępowania, że „słuszną jest”.
— „Słuszną jest” — o te słowa właśnie chodzi: pani je wyrzekła.
— Oby przeto była słuszna — odpowiedziałam, wstając, gdyż uważałam, że daremną rzeczą byłoby przedłużać dyskusję, dla mnie tak niejasną. Zdawałam sobie też sprawę, że charakteru mojego rozmówcy przeniknąć nie mogę, a przynajmniej nie mogę jeszcze narazie; odczuwałam przytem niepewność i nieokreślone niebezpieczeństwo.
— Dokąd pani idzie?
— Idę wyprawić Adelkę spać: już minęła godzina.
— Pani się mnie boi, ponieważ mówię jak sfinks.
— Mowa pańska jest zagadkowa, ale chociaż mnie to oszałamia, nie boję się przecież.
— Boi się pani — pani miłość własna boi się kompromitacji.
— Pod tym względem, to prawda, czuję lęk — nie chciałabym powiedzieć czegoś niemądrego.
— A gdyby nawet powiedziała pani coś niemądrego, powiedziałaby to pani tak poważnie i spokojnie, że ja, przez pomyłkę, wziąłbym to za coś mądrego. Czy pani się nigdy nie śmieje, panno Eyre? Niech się pani nie sili na odpowiedź — ja widzę, że pani się rzadko śmieje, ale potrafi pani śmiać się bardzo wesoło. Niech mi pani wierzy, nie jest pani z natury tak bardzo surową, tak jak ja nie jestem z natury człowiekiem zepsutym. Przymus, nabyty w Lowood, jeszcze się jakoś na pani trzyma, panuje nad wyrazem twarzy, tłumi głos pani, krępuje swobodę ruchów; pani się lęka w obecności mężczyzny, który