Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/202

Ta strona została przepisana.

wpływ, którego on nie śmie lekceważyć, a z pod którego otrząsnąć się nie może? Gdy w przypuszczeniach doszłam do tego punktu, stanęła mi nagle w myśli jak żywa kwadratowa, płaska figura pani Poole, jej nieładna, sucha, nawet ordynarna twarz, tak, że powiedziałam sobie: „Nie! to niemożebne! Moje przypuszczenie nie może być trafne! A jednak, — podszepnął mi głos tajemniczy, ten który do nas z głębi serca mówi — i ty nie jesteś pięknością, a może się panu Rochester podobasz; w każdym razie nieraz czułaś, jakgdyby tak było. A ostatniej nocy, przypomnij sobie jego słowa, przypomnij sobie jego wzrok, przypomnij sobie jego głos!“
Dobrze pamiętałam wszystko; mowa, spojrzenia, ton — wszystko to w tej chwili odżyło. Byłam właśnie w pokoju szkolnym; Adelka rysowała; nachyliłam się nad nią, by poprowadzić jej ołówek. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
— Co pani jest, mademoiselle? — zapytała. — Palce pani drżą jak liść, a policzki ma pani czerwone; ależ tak, czerwone, jak wiśnia!
— Gorąco mi się zrobiło, Adelko, od tego nachylenia!
Rysowała dalej, a ja dalej rozmyślałam.
Czem prędzej wypędziłam z myśli szkaradne przypuszczenie, obciążające Grację Poole; wstrętne mi było. Porównywałam się z nią i doszłam do wniosku, że jesteśmy wielce różne. Elżbietka Lieven powiedziała, że jestem prawdziwą damą — i prawdę powiedziała — była we mnie wrodzona dystynkcja. A teraz wyglądałam o wiele lepiej niż wtedy, kiedy mnie Elżbietka widziała; przytyłam, więcej miałam rumieńca, więcej życia, ożywienia, ponieważ jaśniejsze miałam nadzieje, więcej głębokiej radości.
„Wieczór nadchodzi — pomyślałam, popatrzywszy w okno — nie słyszałam dziś ani głosu, ani kroków pana Rochestera w domu; ale z pewnością zobaczę go, nim noc zapadnie; bałam się spotkania rano; teraz go pragnę, gdyż oczekiwanie, dotychczas zawiedzione, zamieniło się w niecierpliwość.“
Gdy już zmrok zapadł zupełnie, a Adelka poszła do dziecinnego pokoju zabawić się z boną, pragnienie zoba-