Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/225

Ta strona została przepisana.

rji Ingram i pokazuje jej ilustracje w jakimś wspaniałym tomie: ona patrzy, uśmiecha się niekiedy, ale mówi niewiele. Wysoki, flegmatyczny lord Ingram opiera się złożonemi rękoma o tył fotela małej, żywej Amelji Eshton; ona podnosi na niego oczy i szczebioce, jak sroczka: widać, że woli jego od pana Rochestera. Henryk Lynn zagarnął w posiadanie niskie siedzenie u stóp Ludwiki; Adelka je z nim podziela: młodzieniec stara się rozmawiać z nią po francusku, a Ludwika śmieje się z jego błędów. Z kim Blanka poszuka sobie pary? Stoi samotna przy stole, schylona z gracją nad albumem. Zdaje się czekać, by ją poszukano; ale nie chce czekać zbyt długo; sama sobie wybiera towarzysza.
Pan Rochester, opuściwszy panny Eshton, stoi przy kominku równie samotnie, jak ona przy stole; Blanka staje naprzeciw niego po drugiej stronie kominka.
— Panie Rochester, ja myślałam, że pan nie lubi dzieci?
— Istotnie, nie lubię.
— A więc cóż pana skłoniło do obarczania się taką laleczkę? (Tu wskazała Adelkę.) Gdzie ją pan wyszukał?
— Ja jej wcale nie szukałem; zrzucono mi ją na barki.
— Trzeba ją było posłać do szkoły.
— Nie mogłem sobie na to pozwolić: szkoły są takie kosztowne!
— Jakto, zdaje mi się, że pan trzyma do niej guwernantkę: widziałam z nią jakąś osobę przed chwilą, czy poszła sobie? O nie! jest tam jeszcze za firanką, przy oknie. Pan jej płaci, naturalnie; to chyba nie kosztuje mniej, — więcej raczej, bo musi pan je obie w dodatku utrzymywać.
Lękałam się, czy mam powiedzieć, że spodziewałam się, iż ta wzmianka o mnie skieruje wzrok pana Rochestera w moją stronę. Mimowoli zasunęłam się głębiej w cień. Ale on wcale nie odwrócił oczu.
— Nie zastanawiałem się nad tem — odpowiedział obojętnie, patrząc prosto przed siebie.
— Nie, wy mężczyźni nigdy nie zastanawiacie się nad kwestją oszczędności i zdrowego rozsądku. Chciałabym,