Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/249

Ta strona została przepisana.

że jest to twarz szczególniejsza. Cała była brunatna i czarna: kosmyki kołtuna sterczały z pod białej przewiązki, obejmującej jej podbródek i połowę policzków, czy raczej szczęk: spojrzenie śmiałe skierowała prosto na mnie.
— Tak więc, panienko, chcesz, żebym ci przyszłość wywróżyła? — przemówiła głosem równie stanowczym, jak jej spojrzenie, równie szorstkim jak jej rysy,
— Nie dbam o to, matko; możecie mówić, jeśli wam się podoba; ale ostrzegam was, że nie wierzę.
— Zuchwalstwo przemawia przez ciebie; spodziewałam się tego po tobie; słyszałam to w krokach twoich, gdy przechodziłaś przez próg.
— Czy tak? Macie, matko, bystre ucho.
— Tak jest; i bystre oko i bystry rozum.
— Tego wszystkiego potrzeba w waszym zawodzie.
— Prawda; zwłaszcza gdy ma się do czynienia z klientami takimi, jak ty. Dlaczego nie drżysz?
— Bo mi nie zimno.
— Dlaczego nie bledniesz?
— Bo nie jest mi niedobrze.
— Dlaczego nie chcesz radzić się mojej sztuki?
— Bo nie jestem niemądra.
Staruszka ukryła śmiech pod kapeluszem i bandażem, poczem wyciągnęła krótką czarną fajeczkę i zapaliwszy ją, zaciągnęła się dymem. Po pewnej chwili wyprostowała zgarbione plecy, wyjęła fajkę z ust i, wpatrzona w ogień, powiedziała powoli:
— Jest ci zimno; jest ci niedobrze; i jesteś niemądra.
— Proszę mi tego dowieść — odpowiedziałam.
— Owszem, dowiodę, i to w kilku słowach. Jest ci zimno, ponieważ jesteś sama; żadne zetknięcie nie krzesze z ciebie tego ognia, który jest w tobie. Jest ci niedobrze, ponieważ najlepsze z uczuć, danych człowiekowi, najwyższe i najsłodsze, trzyma się zdala od ciebie. Jesteś niemądra, ponieważ, jakkolwiek cierpisz, nie chcesz go przyzwać skinieniem, nie chcesz posunąć się krokiem tam, gdzie ono na ciebie czeka.
Przytknęła znowu do ust krótką fajeczkę i energicznie zaczęła palić.