Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/258

Ta strona została przepisana.

— Panno Joanko, cios mnie dotknął; dotknął mnie cios, panno Joanko! — Zatoczył się.
— O, niech się pan na mnie wesprze!
— Panno Joanko, ofiarowałaś mi ramię swoje już raz; wesprę się na niem i teraz...
Podprowadziłam go do krzesła, prosił, żebym usiadła przy nim. Trzymając rękę moją w obu swoich, głaskał ją, patrząc na mnie równocześnie wzrokiem jakgdyby strwożonym i wielce strapionym.
— Moja mała przyjaciółko! — mówił — o, gdybym mógł znaleźć się gdzieś na jakiej spokojnej wyspie z tobą jedną tylko — a troska i niebezpieczeństwo i ohydne wspomnienia gdyby mogły być mi odjęte!
— Czy mogłabym być panu pomocną?... Życiebym oddała, by móc usłużyć panu.
— Panno Joanko, jeśli pomoc będzie mi potrzebna, zwrócę się do ciebie; to ci przyrzekam.
— Dziękuję! Niech mi pan powie, co mam zrobić... spróbuję przynajmniej zrobić, co pan każę.
— Tymczasem przynieś mi, panno Joanko, kieliszek wina z jadalni; będą tam teraz siedzieli przy kolacji: i powiedz mi, czy Mason jest z nimi i co robi.
Poszłam. Zastałam całe towarzystwo w jadalni przy kolacji; nie siedzieli przy stole — kolacja ustawiona była na kredensie; każdy brał, co mu się podobało i jedli, stojąc tu i tam grupkami, z talerzami i kieliszkami w ręku. Wszyscy wydawali się w doskonałym humorze; śmiano się i rozmawiano z ożywieniem. Pan Mason stał przed kominkiem, rozmawiając z pułkownikiem i z panią Dent i zdawał się równie wesół, jak wszyscy. Nalałam wina do kieliszka (widziałam, że panna Ingram patrzy na mnie, marszcząc czoło; uważała widać, że zanadto sobie pozwalam), i powróciłam do bibljoteki.
Niezmierna bladość pana Rochestera minęła, wyglądał znowu stanowczo i surowo. Wziął z mojej ręki kieliszek.
— Za twoje zdrowie, duchu pomocny! — powiedział. Połknął wino i oddał mi kieliszek. — Co oni tam robią, panno Joanko?