Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/295

Ta strona została przepisana.

— Poco?... Dokąd chcesz jechać?
— Odwiedzić chorą osobę, która po mnie przysłała.
— Co za chorą osobę?... gdzie ona mieszka?
— W Gateshead, w hrabstwie X.
— W hrabstwie X? To sto mil stąd! Któż to być może, kto z takiej odległości przysyła po ludzi i każę się odwiedzać?
— Nazwisko jej Reed... to pani Reed.
— Reed z Gateshead? Był taki Reed z Gateshead, sędzia.
— To wdowa po nim, panie.
— A co ty, panno Joanko, masz z nią wspólnego? Skądże ją znasz?
— Pan Reed był moim wujem, bratem mojej matki.
— Doprawdy? Nigdy mi o tem nie mówiłaś; zawsze mówiłaś, że nie masz żadnych krewnych.
— Żadnych, którzyby się chcieli przyznać do mnie. Wuj Reed umarł, a wdowa po nim wyrzekła się mnie.
— Dlaczego?
— Ponieważ byłam biedna, byłam dla niej ciężarem i nie lubiła mnie.
— Ale Reed pozostawił dzieci? Musisz mieć kuzynów. Sir George Lynn mówił wczoraj o młodym Reed z Gateshead, jednym z najgorszych nicponiów w mieście, a Ingram wspominał o pannie Georgjanie Reed, również z Gateshead, wielce podziwianej piękności rok czy dwa lata temu w sezonie londyńskim.
— Jan Reed także już nie żyje, panie Rochester: zrujnował siebie i poczęści swoją rodzinę. Przypuszczają, że popełnił samobójstwo. Te wiadomości takie wrażenie wywarły na matce, że tknęła ją apopleksja.
— I cóż ty jej dobrego możesz zrobić? To nie ma sensu, panno Joanko! Nigdyby mi nie przyszło do głowy pędzić sto mil, ażeby odwiedzić starą kobietę, która może umrzeć, zanim do niej dojedziesz; a przytem, powiadasz, że się ciebie wyparła.
— Tak, ale to dawno temu i kiedy jej stosunki inaczej się układały; nie miałabym spokojnego sumienia, gdybym teraz nie spełniła jej życzenia.