Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/296

Ta strona została przepisana.

— Jak długo chcesz tam zabawić?
— Jak będę mogła najkrócej.
— Przyrzecz mi, że zabawisz tam tylko tydzień...
— Wolałabym nie dawać słowa, może musiałabym je złamać.
— W każdym razie powrócisz, panno Joanko: pod żadnym pozorem nie dasz się u niej zatrzymać na stałe?
— O nie! Z pewnością powrócę, jeśli wszystko będzie dobrze.
— A kto z tobą pojedzie? Przecież nie pojedziesz sto mil sama?
— Nie, panie, przysłała po mnie swojego stangreta.
— Czy to człowiek godzien zaufania?
— O tak, od lat dziesięciu służy w tej rodzinie.
Pan Rochester rozmyślał chwilę.
— Kiedybyś chciała pojechać?
— Jutro wcześnie rano, panie.
— No dobrze; będzie panna Joanka potrzebowała pieniędzy; nie możesz puszczać się w podróż bez pieniędzy, a przypuszczam, że wiele ich nie masz: ja pannie Joance dotychczas nie płaciłem pensji. Ile też masz całego majątku, Joanko? — zapytał, uśmiechając się.
Wyciągnęłam sakiewkę; chuda była jej zawartość.
— Pięć szylingów, panie.
Wziął sakiewkę, wytrząsnął sobie cały skarb na dłoń i śmiał się, jakgdyby jego szczupłość go bawiła. Niebawem wyciągnął portfel.
— Weź to — rzekł, podając mi banknot.
Był to banknot pięćdziesięciofuntowy, a był mi winien tylko piętnaście funtów. Powiedziałam mu, że nie mogę wydać reszty.
— Ja nie potrzebuję reszty; przecież wiesz. Bierz swoją pensję.
Nie chciałam przyjąć więcej, niż mi się należało. Zmarszczył się zrazu, ale wnet, jakgdyby sobie coś przypominał, powiedział:
— Słusznie! Słusznie! Lepiej ci teraz wszystkiego nie dawać: zostałabyś tam może ze trzy miesiące, gdy-