Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/299

Ta strona została przepisana.

dłoni; ale nie... toby mnie także nie zadowoliło. Więc ty mi tylko powiesz „dowidzenia“?
— To wystarcza, panie; tyleż życzliwości można zawrzeć w jednem serdecznem słowie, jak w wielu.
— Zapewne; ale to brzmi sucho i zimno... „Dowidzenia“...
„Jak długo on tu stać będzie, plecami drzwi podpierając? — zadawałam sobie pytanie — chciałabym zacząć pakowanie...“ Tu odezwał się dzwonek obiadowy. Pan Rochester wyskoczył z pokoju nagle, ani słowa nie dodając; już go więcej tego dnia nie widziałam, a nazajutrz rano wyjechałam, zanim on wstał jeszcze.
Około piątej godziny po południu pierwszego maja stanęłam w Gateshead przed lożą portjera: wstąpiłam tam, zanim się udałam do dworu. Bardzo tam było czysto i ładnie; u okien wisiały białe firaneczki; podłoga bez jednej plamy; przy piecu krata i galeryjka aż świeciły blaskiem, a ogień palił się jasno, Elżbietka siedziała przy ogniu, piastując swoje najmłodsze, a mały Robert z siostrzyczką bawili się spokojnie w kąciku.
— Chwała Bogu!... wiedziałam, że pani przyjedzie — zawołała pani Lieven, widząc mnie wchodzącą.
— Tak, Elżbietko — rzekłam, ucałowawszy ją — i mam nadzieję, że nie przybywam za późno. Jak się miewa pani Reed?... Przecież żyje, ufam?
— Żyje i przytomniejsza jest i spokojniejsza, niż poprzednio. Doktór mówi, że może się to jeszcze przeciągnąć z jaki tydzień albo dwa tygodnie, ale nie spodziewa się, żeby mogła ostatecznie wyzdrowieć.
— Czy wspominała mnie w ostatnich czasach?
— Jeszcze dziś rano mówiła o pani i wyrażała życzenie, żeby pani przyjechała, ale teraz śpi, a przynajmniej spała dziesięć minut temu, gdy zachodziłam do dworu. Pani pogrążona jest jakby w letargu prawie przez całe popołudnie, ale budzi się o szóstej albo siódmej. Czy zechce pani odpocząć tutaj z godzinkę, a potem jabym poszła tam z panią?
W tej chwili wszedł Robert, i Elżbietka, ułożywszy śpiące dziecko w kołysce, poszła go powitać. Następnie