Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/302

Ta strona została przepisana.

sutszy i ozdobniejszy. Wyglądała modnie i stylowo, podczas gdy tamta wyglądała jak purytanka.
W każdej z sióstr odnalazłam po jednym rysie z matki — ale tylko po jednym. Chuda i blada starsza córka miała matki swojej twarde, piwne oczy; kwitnąca i rozkoszna młodsza miała jej zarys szczęki i brody, może nieco złagodzony, ale nadający jakąś trudną do opisania twardość twarzy, skądinąd tak zmysłowej i pełnej.
Obiedwie, gdym się przybliżyła, powstały, żeby mnie przywitać; obiedwie, zwracając się do mnie, tytułowały mnie „panną Eyre”. Eliza powitanie swoje wygłosiła krótkim, urywanym tonem, bez uśmiechu, poczem zpowrotem usiadła, wpatrzyła się w ogień i zdawała się zapominać o mnie. Georgjana do swojego „jak się pani miewa?“ dodała kilka zdawkowych frazesów o mojej podróży, o pogodzie i t. p., wypowiedzianych nieco przymusowo, przyczem z pod oka rzucała moc spojrzeń. Mierzyła mnie od stóp do głów, przenikając fałdy mego bronzowego płaszcza i zatrzymując się na skromnem przybraniu mego kapelusza. Młode panny potrafią niesłychanie umiejętnie dać komuś do poznania, że uważają go za „byle kogo“, nie wymawiając tego wcale słowami. Pewnem lekceważeniem w spojrzeniu, chłodem obejścia, tonem odniechcenia wyrażają doskonale, co czują, nie popełniając wyraźnej niegrzeczności ni słowem ni czynem.
Wzgardliwy jednak uśmieszek, skryty czy otwarty, nie miał już teraz nade mną tej władzy, co niegdyś. Siedząc z kuzynkami, dziwiłam się sama, że tak swobodnie się czuję wobec zupełnego ignorowania mnie przez jedną, a napół sarkastycznej grzeczności drugiej. Eliza nie zadawała mi przykrości, Georgjana mnie nie wzruszała. Bo też o czem innem miałam do myślenia; w ubiegłych paru miesiącach wzbudziły się we mnie uczucia tak potężne, że one takich nie mogły we mnie wywołać; cierpienia i radości były o tyle żywsze i pełniejsze, niż wszystko, czem oddziaływać na mnie było w ich mocy, więc miny ich i tony pozostawiały mnie zupełnie obojętną.