Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/303

Ta strona została przepisana.

— Jak się miewa pani Reed? — zapytałam niebawem, patrząc spokojnie na Georgjanę, która uważała za właściwe żachnąć się zlekka na to zapytanie, zadane wprost, jakby to było niespodziewanym zbytkiem poufałości z mej strony.
— Pani Reed? Ach! to znaczy mama; czuje się nadzwyczaj marnie; wątpię, czy pani będzie mogła zobaczyć ją dziś wieczorem.
— Gdyby pani zechciała — rzekłam — przejść na górę i powiedzieć matce, że przyjechałam, byłabym pani bardzo wdzięczna.
Georgjana nieledwie skoczyła i niebieskie oczy wytrzeszczyła na mnie szeroko.
— Wiem, że specjalnie życzyła sobie widzieć się ze mną — dodałam — a ja nie chciałabym ociągać się dłużej, niż koniecznie potrzeba, z wypełnieniem jej życzenia.
— Mama nie lubi, żeby jej przeszkadzano wieczorem — zauważyła Eliza.
Na to ja wstałam, chociaż nieproszona, spokojnie zdjęłam kapelusz i rękawiczki i powiedziałam, że pójdę odszukać Elżbietkę, która zapewne będzie w kuchni, i poproszę ją, żeby się dowiedziała, czy pani Reed chce mnie przyjąć dziś wieczorem, czy nie. Poszłam, i odnalazłszy Elżbietkę, wysłałam ją z tem zleceniem; następnie przedsięwzięłam dalsze kroki. Dotychczas było moim zwyczajem unikać w postępowaniu wszelkiego zuchwalstwa; rok temu, gdybym była doznała takiego przyjęcia, byłabym postanowiła zaraz nazajutrz rano opuścić Gateshead; teraz zrozumiałam, że czyniąc to, postąpiłabym niedorzecznie. Odbyłam tak daleką podróż, ażeby odwiedzić ciotkę, muszę więc pozostać u niej, dopóki nie doczekam albo poprawy jej zdrowia, albo — śmierci; z pychą czy głupotą jej córek nie mogę się liczyć, muszę się od nich uniezależnić. To też zwróciłam się do gospodyni; poprosiłam ją, żeby mi wskazała pokój; powiedziałam jej, że prawdopodobnie zabawię tu z tydzień albo ze dwa, i prosiłam, żeby kuferek mój zaniesiono do mego pokoju, dokąd też sama się udałam. Na schodach spotkałam się z Elżbietką.